29 lip 2014

Perfect Marriage. Rozdział 1

Co?! Niemożliwe! W końcu doczekaliście się pierwszego rozdziału nowego opowiadania? Setsu miała na to czas?! Hehe, tak, właśnie tak! Setsu postanowiła dodać rozdział :D

Następnego dnia rano...
Śniadanie. Czym dla mnie jest śniadanie? Hmm... niczym nie różniąca się od obiadu czy kolacji powtarzana co dnia zaplanowana procedura. Jeśli ktoś zapytałby mnie:

"Co miałaś dzisiaj na śniadanie?"
Odpowiedziałabym:

"Schaboszczaka z ryżem, do tego gotowana marchewka z groszkiem"

i byłoby to dla mnie normalne kiedy z kolei pytający z miejsca stwierdziłby, że jestem snobistyczną księżniczką. Ale to nie prawda, co nie? No więc właśnie jadłam sobie śniadanie. Sama. Dlaczego? Mama śpi, tata pracuje. Siedzenie przy tym przytłaczająco długim stole samotnie trzy razy, czasem więcej dziennie było kiedyś dla mnie przygnębiające. Teraz jestem z tego powodu szczęśliwa. Jedzenie przy rodzicach byłoby dla mnie niezręczne. Kończąc śniadanie przechodziłam do kolejnego punktu mojego zaplanowanego miesiąc wcześniej dnia. Zawsze, identycznie, w tym samym miejscu dostawałam swój plecak zaopatrzony w lunch i książki i wychodziłam z domu, żeby wejść prosto do luksusowego samochodu. I zawsze dojeżdżałam do celu - szkoły - nie znając nawet do niej drogi. Przyciemniane szyby to uniemożliwiały. 

Jestem jedyną córką szefa Korporacji Kurogane Group. I właśnie tak wygląda moje życie.

Ale ostatnio coś się jednak zmieniło. Już nie jest tak rutynowo. Ten chłopak nie był w planach... a może jednak? Dziś znowu przechodziłam równo 12.00 obok dōjō i on znowu tam był. Zwrócony do mnie plecami napinał mięśnie i wypuszczał strzałę. Wbiła się w tarczę ze świstem. Zerknęłam w tamtą stronę. Milimetr od środka... Fascynujące, a jednocześnie takie przerażające. Nie chciałam mu przeszkadzać, a poza tym moim ciągłym wgapianiem się w niego niesamowicie irytowałam aroganckich ochroniarzy. 
Rozmawiałam naprawdę wiele razy z ojcem na ich temat: "Są mi zupełnie niepotrzebni!". Za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem - codziennie ci sami nudni, egoistyczni ochroniarze, którzy nawet mnie nie ochraniają... Dobrze, że przynajmniej na lekcjach ich nie ma...
Ruszyłam więc naprzód mimo ciągłej chęci gapienia się na chłopaka.

- Kurogane Keiko?
- Jestem. - odpowiedziałam. Ciałem owszem. Duszą wciąż przed dōjō. 
Była teraz matematyka. Och! Jak ja nie lubię matmy... Następny był język angielski jak dobrze pamiętam. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja, WŁAŚNIE JA muszę uczyć się pilnie tych przedmiotów mimo tego, że jestem na poziomie o wiele większym niż ten, który przerabiamy na lekcjach. W tym momencie mówię nawet lepiej od niektórych Anglików w ich ojczystym języku. Przez to na prawie każdej lekcji strasznie mi się nudzi... Wszyscy sądzą, że jestem kujonem... Czy ja wiem? Kujon ze mnie taki jak kosmita z mojej nauczycielki matematyki. Czyli bardzo możliwe, że nim jestem. Spisywałam właśnie z tablicy treść zadania kiedy nauczycielka - kosmitka zrobiła coś bardzo odważnego.
- Kurogane-san, może ty rozwiążesz to zadanie?
Do tej pory nikt nie miał odwagi wezwać mnie do odpowiedzi. Trochę cieszę się z tego faktu, że w końcu ktoś to zrobił. Spojrzałam jej w oczy i od razu dotarło do mnie, że chce mnie ośmieszyć... Wal się ufo. Wstałam i podeszłam do tablicy, wzięłam kredę i przez chwilę wpatrywałam się w tablicę analizując zadanie.
- Nie znam odpowiedzi, proszę pani - odparłam i odłożyłam kredę.
- Spróbuj przynajmniej to rozwiązać - powiedziała nauczycielka.
Okey, spróbuję. Ponownie wzięłam kredę do ręki i znowu analizowałam treść zadania wpatrując się w tablicę.
- Pst! Spisz dane - szepnął ktoś z tyłu.
Podążając za wskazówkami tego kogoś zaczęłam pisać. Gdy skończyłam dane nie miałam pojęcia co zrobić. Wtedy ta sama osoba szepnęła wzór, z którego mogę to obliczyć. I już wszystko było jasne.
- Odpowiedź to 174,25 - powiedziałam odkładając kredę wcześniej zapisując odpowiedź i odwróciłam się do klasy. Gdzie jest ta osoba? Kto to był? Mój wzrok padł na chłopaka siedzącego za mną. Mrugnął do mnie i lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam na miejsce. Nabazgrałam w zeszycie "dziękuję" i podniosłam go tak, żeby osoba za mną mogła to przeczytać. Odpowiedział mi cichym potrójnym tupnięciem nogą.
Reszta zajęć minęła znośnie, bez zbędnych akcji jak ta na matematyce. Zmieniłam buty i zamknęłam szafkę.
- Keiko - usłyszałam i niemal od razu się zarumieniłam. Pierwszym imieniem zwracają się do mnie tylko rodzice. Odwróciłam się w stronę, z której usłyszałam swoje imię i zobaczyłam chłopaka, który pomógł mi dziś na matematyce.
- Cieszę się, że udało ci się rozwiązać zadanie na matmie - uśmiechnął się.
- Cieszę się, że ktoś mi pomógł - również się uśmiechnęłam.
- Jestem Takashi Haru.
- Kurogane Keiko.
- Do zobaczenia jutro, Keiko. Czekają na ciebie - powiedział i pomachał mi.
- Racja. Cześć... Takashi-san - odmachałam i z uśmiechem ruszyłam w kierunku samochodu.
- Mów mi Haru! - usłyszałam jeszcze.
- Do zobaczenia, Haru! - odkrzyknęłam.
 Naruszona po południowa rutyna wraca na swoje miejsce, wsiadam do samochodu tym samym dając się wrzucić w pętlę. Ciekawe czy kiedyś się od niej uwolnię.
Przez następne dwa dni równo o 12.00 gapiłam się na tego chłopaka, a podczas przerw zamieniałam kilka słów z Haru. Naprawdę dobry z niego chłopak. Mógłby zostać moim przyjacielem, ale nie sądzę, że tego chce. Ma przecież tylu innych przyjaciół.
Wróciłam dziś do domu w dość dobrym humorze (co jest normą od spotkania chłopaka od łuku) i ku mojemu zdziwieniu czekali tam na mnie rodzice. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz